Forum COUNTRYMUSIC.PL Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
Gwiazdy od siedmiu boleści

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum COUNTRYMUSIC.PL Strona Główna -> Country Music - POLSKA
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kris Cedro
Pionier



Dołączył: 28 Mar 2011
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Kraków
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 11:47, 29 Mar 2011    Temat postu: Gwiazdy od siedmiu boleści

GWIAZDY OD SIEDMIU BOLEŚCI Kris Cedro

Jest tak, że jeśli się w jakiejś sprawie zabiera głos, to na poruszanym temacie powinno się znać, bo w przeciwnym razie lepiej siedzieć cicho. A w przypadku, kiedy robi to dziennikarz, zasada ta jest tym bardziej zobowiązująca.
Piję tu do artykułu pt. „Siedmiu wspaniałych z gwiazdami”, niejakiego pana B. Gadomskiego, jaki ukazał się w „Angorze” nr 32, z dnia 8.08, ub. r., który dotyczył dorocznej „Bonanzy w Mrągowie”, jak głosił nadtytuł.
Otóż, w/wym., który, jak to z dumą zaznaczył, wystąpił na tym Pikniku w dwóch rolach – jurora (co uwieczniono na wspólnej fotografii) i jednocześnie recenzenta, wykazał się też niebywałą inicjatywą, sugerując by ten „skostniały”, jak to określił, festiwal „odświeżyć” i odkurzyć organizując konkurs promujący młode talenty, jako że stara gwardia dotychczasowych wykonawców, zdążyła się przez te 19 lat nieco postarzeć. Na co ochoczo przystał ponoć wielki pasjonat country, sam główny dyrektor, K. Majkowski. Zupełnie tak, jakby dotychczas, na tych piknikach występowali tylko sami weterani i matuzalemowie, nie dopuszczający do głosu młodzieży. A gdzież to się podziewało, mistrzu, przez te wszystkie lata, że ma się takie wiadomości?
„Odmłodzenie” to, od pewnego czasu zresztą, polega mianowicie na eliminowaniu z udziału w imprezie, kilkudziesięciu, mówiąc kolokwialnie - starych ramoli, faworyzując natomiast, wciąż kilku jednych i tych samych, wykonawców, stanowiących rzekomo (bez urazy) doborową reprezentację całego, liczącego kilkanaście zespołów, countrowego środowiska. I zastąpienie ich godnymi, młodymi następcami, którzy do akompaniamentu jedynej, dyżurnej orkiestry pod batutą dyrygenta Z. Kukli, obsługującej festiwal za festiwalem, wykonują – odkrywczym zdaniem rzeczonego jurora i recenzenta - „jedni lepiej, a inni nieco gorzej”, kilkanaście oryginalnych standardów, czyli tzw. covery.
A propos owych juniorów – Konia z rzędem temu znawcy przedmiotu, który wymieni z pamięci choćby jedno nazwisko spośród osób wyłonionych w tych konkursach na młodych wykonawców, o których, po ich jednorazowej przygodzie z muzyką country, wszelki słuch bezpowrotnie ginie. O tych wzgardzonych weteranach, jakoś nie można tego powiedzieć.
Oczywiście recenzent nie omieszkał też podkreślić, kto był największą gwiazdą festiwalu, wskazując na przewodniczącego jury, M. Maleńczuka, który, na co dzień, z muzyką country ma akurat tyle wspólnego, co rum z rumakiem, i poinformował, kogo z młodzieży osobiście zakwalifikował do nagrody. Może i córka dyrektora, Klaudia zasłużyła sobie na to wyróżnienie, ale takie ostentacyjne akcentowanie tego w publikacji zakrawa tylko na jedno…No, wszyscy dobrze wiemy, jak to się nazywa, więc oszczędzę sobie dosłowności.
Przyznaję, że ja też zestarzałem się razem z tym Piknikiem i zasługuję na miano nestora, bowiem uczestniczyłem w nim bodaj ze 20 razy, jako menedżer kolejno, aż czterech uznanych zespołów – Konwój, Dystans, Johnny Walker i COACH. Jako autor kilkudziesięciu tekstów piosenek wykonywanych przez te i inne zespoły, tudzież recenzji i artykułów publikowanych w festiwalowych gazetkach - Country Express” i „Mrongoville Gazette”. I jako były członek Zarządu Gł. Stowarzyszenia Muzyki Country, wieloletniego współorganizatora Pikniku. Znam, zatem wszystko od podszewki, co jest dość istotnym argumentem w rzeczowej ocenie tego, co się w ogóle na naszym countrowym podwórku dzieje i co mi daje prawo do tak subiektywnej opinii. I nie ma większego znaczenia, czy tym razem na tym Pikniku byłem, czy też nie.
Pan B.G., jak wnoszę, tyle wie o sprawach country, w naszym kraju, co np. o koniu - tj. że…z przodu gryzie, z tyłu kopie, a w środku się na niego siada.
Niestety, to już nie jest nasz Piknik. Kiedyś był i, jak każda impreza o określonym charakterze, miał swoją wierną publiczność. –„Ale to uże se ne vrati, pane Hawranek” – jak mawiają nasi sąsiedzi zza miedzy.
Teraz jest niczyj i nijaki - Ni pies, ni wydra, bo…od Sasa do lasa I trudno się dziwić, że z każdym rokiem tak jemu, jak i muzyce country, ubywa fanów, skoro to, co się tam wyprawia i co potem wybiórczo pokazuje w telewizji, ma się tak do prawdziwego country, jak pięść do nosa. Trzeba mieć tyle samozaparcia, ile mają countrowcy z krwi i kości, dla których jest to, po prostu, styl życia, żeby mimo tych wszystkich wynaturzeń, przy tym gatunku wytrwać.
Ta publiczność, to też nie są żadni country-fani, tylko, w przeciwieństwie do tej sprzed lat, przypadkowa zbieranina wakacyjnych wczasowiczów. Byle było głośno i pod nogę, a obojętne jaki to jest rodzaj rozrywki – piknik country, piosenka kresowa, czy kabareton, o poziomie tak żenująco wulgarnym, jak „zabawny” jest „dowcip” prezentowany przez dwóch imbecyli, w rodzaju – „A co to jest… siekład?” - „ To, to, że niepotrzebnie sie kład ojciec na twoją matkę.” – pada odpowiedź. Boki zrywać ze śmiechu!
Piknik Country skończył się dokładnie wtedy, kiedy opanowała go bez reszty Telewizja. Najpierw program II, potem Polsat i kolejno rozmaite agencje koncertowo-promocyjne, którym przyświeca głównie zysk, jaki można wycisnąć z jego organizacji. Natomiast sprawa artystycznego poziomu imprezy i czystości jej charakteru, jest sprawą absolutnie drugorzędną. To są tylko pozory.
Co, w rzeczy samej … widać, słychać i czuć.
Kiedyś ten Piknik, a dokładnie – Międzynarodowy Festiwal Muzyki Country, Mragowo (i tu data), rozbrzmiewał autentyczną muzyką country, w wykonaniu profesjonalnych, znakomitych polskich i zagranicznych grup, a nie wykreowanych przez Telewizję, w kretyńskich programach typu reality-show, celebrytów, którzy po komercyjnych wzlotach przez parę sezonów, tracą pułap spadając na łeb na szyję.
Nie chodzi o to, by rozpamiętywać przeszłość, bo i cóż daje oglądanie się wstecz, ale gwoli przypomnienia i krótkiej informacji dla młodszych i niewtajemniczonych, to, co trzeba powiedzieć – powiem…
Piknik mrągowski rozkwitał i miał międzynarodową renomę, nawet za oceanem, kiedy współorganizowany był przez Stowarzyszenie Muzyki Country i Ośrodek Kultury Ochoty, wespół z Estradą Olsztyńską, następnie z agencją koncertową ”Manta”, Antoniego Kopffa, muzyka i kompozytora, będącego zarazem dyrektorem muzycznym festiwalu. Kiedy konferansjerkę prowadzili razem, bądź na przemian, Korneliusz Pacuda, Wojciech Mann, Janusz Rewiński i Jacek Skubikowski, a nie jakieś rozbuchane, nieopierzone „luzaki”, przebrane za kowbojów, będące dla recenzenta… ideałem.
Kiedy strategicznym sponsorem był koncern Philip Morris, wspomagany przez linie lotnicze PAN-AM, a występowali artyści tej miary, co - Bobby Bare, George Hamilton IV, Johnny Rodriguez, Charlie McCoy, Freddy Weller, George Sandifer, Mickey Newburry, Mountain John, Jim Craig, Steve Wariner, Brady Seals, Dave Travis, Chad Brock, Tom Grant, Martin Delray, J.T. Blanton, Raymond Froggatt, Shawn Camp, Dale Watson, Marcus & Allan… I panie - Rattlesnake Annie, Cathy Mattea, Anita Cochran, Teresa Farris, Carlene Carter, Becky Hobbs, Jon Lynn White, Sarah Jory, Victoria Shaw.
I grupy – The MoodyBrothers, Mississippi Band, Country Minstrels,
Kentucky, Wildwood Country Band i wiele innych
. A dzisiaj kto?...
Kiedy w konkursie „Country Europa”, o palmę pierwszeństwa z naszymi rywalizowały czołowe zagraniczne formacje z całej Europy. I kiedy zapraszanymi gośćmi spod znaku popu i rocka, byli tacy wykonawcy, z tzw. pierwszej ligi, jak – Maryla Rodowicz, Wojtek Korda, Ada Rusowicz, Wojtek Skowroński, Andrzej Rybiński, Wojciech Gąssowski, John Hilton, Shakin Dudi, Edyta Geppert, Krystyna Prońko, Tadeusz Woźniak, Bogusław Mec, Majka Jeżowska, Grażyna Świtała. I zespoły – Carrantuohill, Nocna Zmiana Bluesa, Gang Olsena, Blues Fellows, Syrbacy, Universe, VOX, Open Folk, Babsztyl, etc.
Wykonawcy ci, tą jednorazową przygodę z country traktowali taktownie i z szacunkiem, nie robiąc sobie z występu „jaj”, jak niektórzy późniejsi celebryci, którzy podstawowe braki w sztuce śpiewu zastępowali nonszalancją i tupetem.
Na końcu recenzent nadmienia, że podczas prób scenę zdemolowało nagłe uderzenie białego szkwału. No, cóż – nieubłagane prawa natury.
Tak mi się to jakoś skojarzyło z przysłowiem, że – kto sieje wiatr, zbiera burzę. – Pan B.G. huraganu wprawdzie nie wzniecił, co najwyżej tylko lekki zefirek z siąpiącym deszczem. Ale dobre i to, bo w upały, każda zimna kropla wody na rozpaloną głowę, dobra jest dla ochłody. Czego mu szczerze życzę.

Kris


Moje stanowisko w sprawie
Dlaczego zdecydowałem się zamieścić powyższy tekst, na forum dyskusyjnym, właśnie teraz, choć to już musztarda po obiedzie?
Po pierwsze - dlatego, że dopiero teraz dotarła do mnie informacja o tym forum. A po drugie – temat ten i problem jest wciąż aktualny i więcej niż pewne że podobna sytuacja, jaka była przedmiotem mojego artykułu-odpowiedzi do redakcji „Angory” (nawiasem mówiąc tak, jak się tego spodziewałem, zignorowanej i przemilczanej), powtórzy się znowu.
Pisanie na ten temat, zresztą, jest tylko biciem piany, bo kompletnie nic z tego nie wynika. Do jakiego, bowiem, adresata kierować owe zarzuty i pretensje
Przed wojną, w takich razach zwykło się mówić – „Pisz na Berdyczów”. No i to jest dokładnie to. Te wszystkie żale, utyskiwania, bardziej i mniej słuszne i rzeczowe uwagi w temacie country, wyrażane przez sympatyków tego gatunku muzyki, czy to na łamach, czy na forach, w gruncie rzeczy mijają się z celem, bo guzik kogokolwiek obchodzą.
Organizatorom mrągowskich Pikników, bądź innych podobnych imprez, przyświeca wyłącznie jeden cel – szmal! Tak, jak już wspomniałem, ich interesuje tylko to, ile z tego wyciągną. Reszta nie ma znaczenia. Obojętnie, czy to będą śpiewać Ala Boncol, Szwed, Lonstar, Bączkowski, czy też Maleńczuk, niejaki Stachursky, albo, za przeproszeniem…Wiśniewski. Ludzie wszystko kupią. Byle się rozerwać i wyszumieć. Czemu poniekąd trudno się dziwić.
Większość imprez, tych lokalnych, prowincjonalnych polega na tym, o czym dobrze wiedzą ci, którzy w nich uczestniczą, obojętnie, jako wykonawcy, czy publiczność, że po występach różnych, także i country zespołów, zwykle imprezę taką kończy dyskoteka w wykonaniu kapeli disco. I dopiero wtedy zaczyna się szałowa zabawa, a nie drętwe dreptanie w miejscu, jak to ma miejsce podczas występu grup country. To jest reguła! Wyjątkiem są imprezy stricte country, na których świetnie bawią się wyznawcy tego stylu życia.
I próżno nad tym ubolewać. Ten naród wyrasta z innych korzeni, hołduje innej tradycji i ma inne preferencje. To nie jest ta szerokość geograficzna, nie ten azymut, jaki marzy się Lonstarowi, Wam i mnie. Tak, po prostu jest i nic tego ani na siłę, ani drogą cierpliwej edukacji, długo jeszcze nie zmieni.
Bo co, w tym kraju, podśpiewuje sobie wiara, jak ma w czubie, no?...
Wapniaki, na okrągło, patetyczne „Pierwszą Brygadę” i „Rotę” ( patrz film „Wesele”). Średnio-wieczni, „Oczi cziornyje”,„Podmaskowskije wieczera” (sic! ewentualnie „Hej sokoły!”, „Góralu, czy ci nie żal”, albo „Toboły” ( jeśli ktoś jeszcze nie wie o co chodzi, to zdradzę cytując fragment tekstu – To były piękne dni, po prostu piękne dni”…etc).
- Wstyd! A młodzież?... tego nawet nie wiem, bo jako gość w słusznym wieku, nie jestem na bieżąco.
Gdzie tu country? Już na sam dźwięk tego słowa większość dostaje gęsiej skórki, a nawet alergicznej wysypki. Kiedyś, taki jeden telewizyjny kamerzysta, mający nagrywać imprezę z udziałem kilku naszych zespołów, witając się z nami dobitnie zaznaczył, żeby nie było wątpliwości, jaki jest jego stosunek do sprawy – „Jak ja nienawidzę country!” – No i co na takie dictum można odpowiedzieć?...A takich cymbałów jest od groma!
A co ciekawe, bo jest to rzeczywiście zjawisko natury psychiatrycznej, wszystkie te countrowe atrybuty – kowbojskie buty, bandany, bola i stetsony,
zaanektowali sobie bez skrupułów, wszelkiej maści rockmani i discopolowcy.
Stroje – tak! Byle nie muzyka. To jest jakaś paranoja … rzewne jaja!
Ale tu chyba zawsze było z ludźmi coś nie tak. Bo zwróćmy uwagę…
Słynny hymn Jankesów z czasów civil war „Yankee Doodle”, to przecież nic innego, jak nasza rodzima przyśpiewka (zapewne przywieziona tam przez osadników i na dobrą sprawę, nie wiadomo kto, od kogo to zapożyczył), której fragment, do identycznej melodii, idzie tak – „Był raz sobie głupi Jasio, co chodził z toporkiem / siekierą się podpasywał, podpierał się workiem /.
Melodyjka fajna, ale te słowa chyba odzwierciedlają znakomicie, że u nas wszystko jest na opak. No, to jak możemy wymagać, żeby ludzie fascynowali się tym, czym warto, czyli muzyką country, skoro jest tyle innego chłamu do słuchania. No i nadal portki, kowbojów znad Wisły, podtrzymuje siekiera, a worek służy jako laska. A przy okazji jeszcze słoma z butów wyłazi.
Nie kombinujmy więc, jak koń pod górę, próbując ustalić cennik i granicę minimalnych stawek, celem wyeliminowania dumpingu, bo to nic nie da.
Było i może nadal działa, na rzecz swych członków, Stowarzyszenie MC, zrzeszające większość muzyków, ale przecież i ono tego problemu nie rozwiązałoby, nawet gdyby chciało. A jak wygląda solidarność, wszyscy wiemy
Nie ma jednakowych żołądków, ani demokratycznej sprawiedliwości społecznej. Bo, co to w ogóle znaczy?...Tym bardziej równości w artystycznej sferze. Nic tu nie mają do rzeczy, jak ktoś wylicza - prywatne koszty utrzymania i zespołowe wydatki na bilety, próby, paliwo, Internet, ZUS, berlińskie lassa, czy co tam jeszcze?
Zawsze będą lepsi i gorsi. Sprytniejsi i niezaradni. I nie można stosować wobec nich jednej miary. Jeśli ktoś jest w stanie wyegzekwować, za występ, większe honorarium, to jest to tylko jego zasługa i korzyść. Choć pewnie, że głównym argumentem powinien być poziom artystyczny.
Kto by te minimalne stawki miał ustalać?...Na jakiej obligatoryjnie prawnej zasadzie?...Jakie konsekwencje miałby ponosić ten, kto owe zasady by łamał?...Inna rzecz, że jeśli ktoś zgadza się występować za liche wynagrodzenie, robi innym złą robotę. To jasne. Ale takie jest jego prawo. Jeśli zechce, może nawet grać za frajer. I nie można mu tego zabronić. Bo jak?
Z kolei pomysł jednego menedżmentu dbającego o interesy wszystkich zespołów, jest absolutnie nierealny. Owszem, można to robić, ale tylko okazjonalnie, współpracując z organizatorem, jeśli ten tego sobie życzy, w charakterze menedżera – kierownika produkcji danej imprezy. Osobiście przerabiałem to przed laty, jeszcze przed erą Internetu, podczas organizacji Pikników w Kielcach („O złoty colt prezydenta Kielc”,„Konwój Country”), w Lesku („Country w Bieszczadach”), Zwierzyńcu („Roztocze Country”), Krakowie („Country w grodzie Kraka”, „Country w Kryspinowie”) itd. jednoosobowo angażując i zawierając umowy z zespołami z całego kraju, ustalając z nimi i organizatorami stawki etc. Ale nie da się podporządkować całościowo, jednemu wspólnemu celowi, pod jednym berłem, tyle różnych podmiotów wykonawczych. To niemożliwe i niepotrzebne. Nie tędy droga.
A którędy?...Trzeba, po prostu, robić swoje i w miarę możności przekonywać ignorantów, poziomem swej sztuki, do uprawianego stylu. Jeśli ludzie, oprócz, oczywiście zdeklarowanych fanów, sami, z własnej, nieprzymuszonej woli zechcą słuchać country, a organizatorzy zaakceptują żądane honoraria – OK. będziemy usatysfakcjonowani. Jeśli nie – trudno. Nas też przecież, żadna siła nie zmusi do fascynacji disco-polo, hip-hopem czy rapem.
Nie ma jakiegoś odrębnego rynku country. Jest tylko jeden, ogólno-muzyczny. I tyle. Nie jesteśmy na nim, ani lepsi, ani gorsi od innych, tylko, niestety, szczególnie ostatnio, niezauważalni, głównie przez mass-media, a konkretnie, przez wszechpotężną Telewizję, która kompletnie nas ignoruje i pomija we wszelkich ogólnopolskich, muzycznych plebiscytach, typu – „Fryderyki”, czy jak je tam zwał. A dlaczego, skoro jest w nich tyle miejsca, że i na country znalazłoby się z powodzeniem, tak jak to jest gdzie indziej (np. na Zachodzie)... A cholera wie?!
I właśnie ten fakt braku medialnej, publicznej promocji, jest główną przyczyną naszej znikomej popularności i frustracji związanej z niewielką ilością koncertów i nędznymi zarobkami.
Fakt, jeszcze nie tak dawno temu, było zgoła inaczej. Country miało się całkiem nieźle. Było mnóstwo koncertów, oddana publika, a i kasa w miarę satysfakcjonująca, jak na tamten czas. Ale, cóż, czasy się pochrzaniły i teraz możemy, co najwyżej, pośpiewać sobie sami, na nic nie znaczących, dla ogółu odbiorców i szołbiznesowych decydentów, Galach. Możemy, na okrągło, rok po roku, w gronie kilkunastu tych samych osób, na zasadzie towarzystwa wzajemnej adoracji, poklasyfikować się w internetowych rankingach, podeptać sobie nawzajem w tańcu line-dance, po nagniotkach. I tyle!
Ale też nie szpanujmy i nie myślmy sobie, że jesteśmy lepsi od tej całej, popowej reszty i, że mamy ważniejszą misję do spełnienia, bo niesiemy w tekstach i muzyce przesłanie o wartościach uniwersalnych. W jednych punktach jesteśmy, w innych nie. Wystarczy oglądnąć telewizyjne transmisje wybranych koncertów z Mrągowa. Uszy puchną i opadają ręce. Taka jest techniczna jakość tych przekazów, ale też prezentowanych artystów. Pewnie, że jest to o niebo lepsze, niż żenujące wygłupy pseudo-kabareciarzy profanujących ten, kiedyś tylko nasz, amfiteatr. Ale dla kogoś, do country nie przekonanego, takie produkcje, dystans ten tylko pogłębiają. Więc czemu tu się dziwić?
Na ogół tak jest, że w pierwszej fazie, popytem rządzi podaż i okresowe mody. Raz na topie jest Fogg, Presley, Sinatra, The Beatles, Abba, Qeen, Sting, Kenny Rogers, Johnny Cash, raz Perfect, Dżem, Kult, Leroy, Behemot, lub Lady Ga-ga. (tak w dużym skrócie całą rzecz ujmując).
Jakie czasy, taka i rzeczywistość. A na jej kształt i wartość w głównej mierze, dziś, wpływ mają opiniotwórcze media, które często tę rzeczywistość kreują i nawet z małpy potrafią zrobić gwiazdę, a zdolnego twórcę pogrążyć.
Z tej emocjonalnej dyskusji, na forum, widać, że ów problem spadku naszej popularności, a zatem i materialnych korzyści, urasta do życiowej sprawy o dużym ciężarze gatunkowym. Skoro aż apeluje się, żebyśmy pod znamiennym hasłem „Countrowcy wszystkich województw- łączcie się” (wiemy, czym dla wyznawców tej internacjonalnej idei to wezwanie się skończyło) zasiedli gremialnie przy „okrągłym stole”, celem uzgodnienia wspólnego, zgodnego stanowiska w sprawie stawek za występy, odwołując się do takich wartości, jak honor, husaria i coś tam jeszcze było o „moskiewskim złocie” (nie bardzo wiem o co chodzi?) W gruncie rzeczy wnioskuję, że chodzi tylko o „michę”, bo o sprawach stricte artystycznych, ani mru-mru.
Potraktujmy to, jako mało śmieszny żart, w bardzo poważnej sprawie.
Większość naszych (countrowych) muzyków uważa się za zawodowców. Ale de facto, tak nie jest. Bo gdyby było, utrzymywaliby się oni przede wszystkim, z grania, nie musząc, z życiowej konieczności, wykonywać różnych innych prac nie związanych ze sferą ich muzycznych zainteresowań i umiejętności. Co stawia ich w kategorii amatorów (nie mylić z amatorszczyzną). I często tak też są oceniani. Pytanie: Ilu, spośród tego licznego grona, posiada formalnie potwierdzony status twórcy, uprawniający ich do korzystania, przy rozliczaniu się z fiskusem, z 50-ciu procent kosztów uzysku?...
Dla przykładu podam, nie dlatego, żeby to miało być miarodajne, bo w minionym okresie, do którego, na szczęście nie ma już powrotu, wiele ustaw i rozporządzeń mijało się z sensem - artyści estradowi podlegali ustalonej klasyfikacji. I na przykład ten, który był muzykiem dyplomowanym (po wyższych studiach), bądź miał wyrobioną tzw. ministerialną weryfikację (rodzaj testowego egzaminu), w instytucji impresaryjnej, takiej, jak np. „Estrada”, która wypłacała honoraria za koncerty, potrącając od tego stosowne podatki (jako że osobiście artysta z fiskusem się nie rozliczał), uzyskiwał wyższe honoraria niż ktoś, określany mianem adepta, kto tych weryfikacji nie miał. I ten porządek rzeczy był wówczas akceptowany. Pewnie, że muzycy, we własnym gronie, mogli potem to wynagrodzenie podzielić wedle własnego uznania, dzieląc forsę na równe części.
Do dziś, zresztą, stosuje się jeszcze inną zasadę wewnątrzzespołowego podziału wynagrodzenia za występ. I tak oto większą kasę inkasuje lider grupy będący autorem większości wykonywanych utworów, bądź wokalista (solista) z uznanym już nazwiskiem (np.Maryla Rodowicz, Krzysztof Krawczyk, Seweryn
Krajewski itd.) niż pozostali muzycy w zespole, którzy też mogą rozliczać się w sposób zróżnicowany klasyfikując się pod kątem stopnia trudności gry na danym instrumencie (np. steel gitar, skrzypce, gitara basowa, śpiew w chórkach, itp.), stażu muzycznego w zespole, czy wkładu pracy w jego działalność.
Zasada ta obowiązuje także przy zadeklarowanym przez twórców, podziale tantiem autorskich w ZAiKS-sie. Mogą być one równe, mogą być różne, zależnie od ich woli.
W sztuce zawsze istnieje jakaś określona hierarchia wartości i sposób wynagradzania w jej ramach. (Np. w przypadku sztuk plastycznych, zwykle obraz olejny ma wyższą cenę niż odręczny rysunek. No, chyba, że to będzie rysunek tak uznanej sławy, jak dajmy na to…Picassa, co tylko potwierdza tę regułę).
To dowód na to, że w kwestiach związanych z wynagrodzeniem za taką, czy inną pracę, nie da się i nie można wymagać tzw. „urawniłowki”, że użyję tu tego rusycyzmu. Jak mówi porzekadło – Każdemu według zasług, a nie według potrzeb. I tej zasady się trzymajmy.
Oczywiście, człowiek powinien w życiu robić to, na czym się zna i co potrafi najlepiej i za to otrzymywać odpowiednią gratyfikację. Wtedy wynika z tego konkretny pożytek. I są tacy, którzy maja to szczęście. A że nie zawsze tak jest?... No, cóż – c’est la vie!
Tak, że przyjaciele, nie dajmy się zwariować! W sprawie ujednolicenia stawek, nie ma o co kruszyć kopii, bo sami widzicie, że to bez sensu. Róbmy swoje. Nie zaniżajmy swego artystycznego poziomu, ale i nie wynośmy się ponad poziomy. I, po prostu, negocjujmy tak, jak na to pozwala rozsądek, mając świadomość, że żadnymi, odgórnymi ustaleniami nie sprawimy, że kraj nagle zacznie bawić się, przy naszej muzyce i tylko na naszych warunkach…Bo nie!
Patrząc jednak, mimo wszystko, optymistycznie w przyszłość, wierzę (choć czas nieubłaganie umyka), że zgodnie z teorią Kopernika, iż wszystko się kręci, tak My, jak i nasza ukochana muzyka country będzie jeszcze miała swój comeback.
Bylebyśmy tylko sami we własnym gronie, w tych zabiegach o uznanie i sprawiedliwe traktowanie na publicznym forum, żywili wobec siebie szacunek, uczciwość i koleżeńską życzliwość, wykazując w swych działaniach obiektywizm, na zasadach zdrowej konkurencji, unikając koterii i układów, które, dla dobra ogółu, zawsze działają destrukcyjnie. Bo, jak na razie - nie wszystkie drogi i nie wszystkich, prowadzą do Mrągowa.(Przy okazji przypomnę tylko, że Coach istnieje, występuję, choć ostatnio też rzadko, i ma się dobrze, mimo że we własnym środowisku traktowany jest, diabli wiedzą czemu, marginalnie).
Wyraziłem tylko swoje osobiste zdanie na przedmiotowy temat i na tym koniec. Sorry, ale polemizować z kimkolwiek, w żaden sposób nie zamierzam.
Kris


Ostatnio zmieniony przez Kris Cedro dnia Wto 14:41, 29 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cowboykash
Szeryf
Szeryf



Dołączył: 26 Lut 2007
Posty: 5766
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Otwock i Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 12:33, 29 Mar 2011    Temat postu:

Witam serdecznie i przyznaję, że w wielu miejscach tego "przydługiego" nieco tekstu się zgadzam.
"Przydługość" powyższego postu przypisuję ilościom tematów w których chciałeś zabrać głos (przepraszam-na forum wszyscy zwracają się do siebie w formie "TY")
Aby nie tworzyć jednak kolejnego tasiemca, skupię się na końcówce Twojego postu, gdyż jak sam wspomniałeś na sprawy zawarte w jego pierwszej części niestety nie mamy wpływu z racji siły kasy, telewizorni oraz organizatorów.
Zupełnie niedawno w jakiejś rozmowie prywatnej poruszyłem temat zespołu COACH i zastanawiałem się czy jeszcze istnieje. Niestety nikt z rozmówców nie potrafił mi odpowiedzieć, zatem bardzo cieszy Twoja informacja, iż zespół nadal trwa i grywa.
A czy mógłbyś powiedzieć trochę więcej o tym co działo się z tą formacją, bo faktycznie jakoś o nim cicho od zbyt długiego czasu.
Ostatni ich występ jaki pamiętam to jeszcze chyba z "Oczka" ale to było z 10lat temu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Stasek
Ranczer



Dołączył: 12 Sie 2010
Posty: 1310
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 16:02, 29 Mar 2011    Temat postu:

Uff.
Wiele racji, prawdy i historii.
Ja wyłowiłem dla mnie najistotniejszy wątek.
Wątek, w którym wyjaśnia Kris co robić - mianowicie:
"Nie ma jakiegoś odrębnego rynku country. Jest tylko jeden, ogólno-muzyczny. I tyle. Nie jesteśmy na nim, ani lepsi, ani gorsi od innych, tylko, niestety, szczególnie ostatnio, niezauważalni, głównie przez mass-media, a konkretnie, przez wszechpotężną Telewizję, która kompletnie nas ignoruje i pomija we wszelkich ogólnopolskich, muzycznych plebiscytach, typu – „Fryderyki”, czy jak je tam zwał. A dlaczego, skoro jest w nich tyle miejsca, że i na country znalazłoby się z powodzeniem, tak jak to jest gdzie indziej (np. na Zachodzie)... A cholera wie?!
I właśnie ten fakt braku medialnej, publicznej promocji, jest główną przyczyną naszej znikomej popularności i frustracji związanej z niewielką ilością koncertów i nędznymi zarobkami."

Od pewnego czasu myślę jak to zorganizować, żeby się spotkać i ustalić JAK TO ZROBIĆ, żeby zmienić to, o czym wyżej ? Mam pewne propozycję i obecnie badam, czy są możliwe do realizacji.
"Burza mózgów" będzie wskazana!!!
Pozdrawiam i witam Krisa,
Stasek
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cochise
Pionier



Dołączył: 12 Lut 2011
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/2
Skąd: z Polski
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 22:14, 03 Kwi 2011    Temat postu: daremny trud bezsilne złożeczenia........

Witam, zacytowałem w tytule klasyka okresu przedwojennego, by zobrazować mój stosunek do tekstu Krisa Cedro, człowieka mocno załsużonego na niwie krzewienia.....

A tak na poważnie to mocno się zastanawiam po co Kris ten tekst zamieścił, bo chyba nie chciał jak niektórzy na róznych forach kantrowych (także i tutaj) bic piany.

Cedro to człowiek poważny, przed którym za to co kiedyś zrobił dla tej muzyki zdejmuje się kapelusz.

Może tesknota do starych czasów spowodowała, chwile słabości i wyszedł mu ten tekst, który niczego nie załatwi a jest tylko taka emanacją wsponień charakterystyczną dla emerytów, za ktorego Go (K.C.) jeszcze nie uważam Wink

Kto jak kto, ale Cedro powienien dobrze wiedzieć dlaczego tak jest w polskim kantry.
Zeby to wiedzieć i nie biadolic niepotrzebnie trzeba tylko miec pamięć dłuższą niż 10 lat wstecz i nieco tkwić w tym środowisku.
To wszystko Kris posiada i dobrze wie dlaczego tak jest a nie inaczej i co ważniejsze powinien dobrze wiedzieć, że tak juz zostanie, amen Kwadratowy

Wrogiem polskiego kanry nie jest Pan Maleńczuk, czy Pan Majkowski tylko przedstawiciele tego środowiska, znani z imienia i nazwiska, którzy poprzez swoje działania i zaniechania w przeszlości spowodowali to,że Pani Burmistrz Mrągowa wybrała jakiś czas temu opcję zerową i do Pikniku dopuściła tego trzeciego czyli Performance Marketing Group.

Zrobiła to dlatego ,że dwie koterie kantrowe tak się żarły ze sobą i podstawiały wzajemnie "haki", że musiała to tak a nie inaczej zrobić.
Prawda jest taka, że kantrowcy nie dawali sobie rady z ta imprezą, niektórzy jeszcze do dziasiaj chodzą po sądach za jeden z poprzednich pikników.....

Ale dajmy temu spokój......

Co mnie jeszcze mocno bawi jak czytam tekst Krisa to takie przekonanie, które wytępuje u niego jak i u wielu z Was, że artyści kantrowi sa w stanie sami przygotować program artystyczny tak by on ( ten program) zainteresiował szerokie media Smile)))

Szanowni Państwo przestańcie lansować tę tezę bo jest ona bzdurą i to dość ewidentną Smile

Proszę trzeżwo popatrzeć na sprawy i zrobić sobie rzetelnie rachunek sumiena.
Poza Lonstarem, Szwedem, Makiewiczem i może jeszcze Whiskey River w tym srodowisku muzycznym macie samych odtwórców coverów i naśladowców amerykańskich artystów to z kim chcecie robic duży festiwal na tyle oryginalny tak by zainteresował on jakiekolwiek ogólno polskie media ?!

W najbliższej perspektywie czasowej nie ma na to szans i z tego trzeba sobie wreszcie zdać sprawę !!!.

Nie ulegajcie jakieś kantrowej paranoi, że jest dobrze a nawet bardzo dobrze i tylko brzydkie media nas nie lubią.
Niestety w Mrągowie od wielu już lat organizatrorzy szli na łatwiznę i spowodowali to ,że kantry kojarzy sie przeciętnemu polakowi z pieczeniem kiełbasek i diskopolo tyle że po angielsku.
I nie pomoże w zmianie tego wizerunku żadna Rada Programowa, bo jest ona tylko przysłowiowym kwiatkiem do kożucha.
Można by o tym pisać długo i namiętnie jak to zrobił w swoim tekście Kris tylko to i tak nie zmieni sytuacji.

Czołem Waszmościom


Ostatnio zmieniony przez Cochise dnia Nie 22:16, 03 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum COUNTRYMUSIC.PL Strona Główna -> Country Music - POLSKA Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island